1/09/2010

4) Z „Koloru purpury” nie pamiętam nic, najmniejszej sceny, wątku, postaci. Musiałam widzieć go przypadowo, przez nieopatrzność matki, na tyle wcześnie, że nie wiedziałam jeszcze zupełnie kim jest Steven Spielberg ani Whoopi Goldberg. Ten film był dla mnie końcem błogiego „niewysłowienia” i „wiecznej teraźniejszości”, rodzajem katalizatora. Zaraz po jego obejrzeniu zaczęłam bowiem prowadzić pierwszy w życiu pamiętnik poświęcony tylko i wyłącznie opisywaniu w najdrobniejszych szczegółach fabuły tego filmu.
5) Pierwszym obejrzanym przeze mnie filmem, który poruszał jakieś podejrzane, brudne i mdlące sprawy płciowe było „Ciało i dusza”. Nie chodzi o arcydzieło z Humphreyem Bogartem, ale o tanią produkcję o perypetiach ujmującego choć cynicznego ciemnoskórego boksera wagi lekkiej, który zakochuje się w pięknej dziennikarce, ale nie może się powstrzymać od bzykania innych na boku. Newralgiczne sceny (szybki numerek w toalecie, wyuzdany wielokąt w hotelu, wreszcie seks z miłości przy dźwiękach saksofonu) oglądałam pod nieobecność dorosłych w ogromnym osłupieniu. Film pochodził z domowej wypożyczalni kaset video, którą starsze małżeństwo z drugiego piętra prowadziło w początkowych latach transformacji. Pan Gruszka, hydraulik i złota rączka, skrywał za parawanem w ciasnym korytarzu dziesiątki przegrywanych kaset VHS przywiezionych głównie z Niemiec, opisanych koślawym pismem jego żony. („Maurycy Gomulicki zbudował w baszcie spływającą krwią instalację z kultowych kaset wideo z lat 90. zatytułowaną "VHS Hell").

Brak komentarzy: