12/30/2008

od dziś przyczyniamy się z Mzimu do rozwoju niezrównoważonego transportu ;-)

12/28/2008

Z wczorajszego spotkania w Kaliskiej wyniosłam przekonanie, że Londyn jest stolicą absurdalnych profesji. Z hotelu przy Picadilly Circus pamiętam usługę kąpielowego, który w pół-negliżu niósł przede mną ręcznik, kiedy chciałam sie wykąpać. K. opowiadał natomiast, że w najlepszych londyńskich barach, rezydują dyskretni pracownicy, których funkcja polega na wyciskaniu mydła w toalecie i spryskiwaniu gości darmowymi perfumami.
Jesteśmy niedomagający i leżymy ciasno na kanapie jak na tratwie wśród odmętów. Puszczamy sobie z laptopa filmy gangsterskie, bo Mzimu chciałby być łajdakiem z czasów prohibicji.

12/26/2008

dziennik zaniechanej podrózy.
Wyprawa do kuchni po herbatę to moja podróz do Zanzibaru.

12/25/2008

Co dostaliście pod choinkę? Bo ja dostałam czarne koronkowe stringi ;-)

Jak poznałem/am...?

Jak, kiedy, od kogo i w jakich okolicznościach usłyszeliście o autorach, którzy wpłynęli na Wasze zycie? (przesłanka nr 1: zycie imituje literaturę)
Gustavo stwierdził, ze Laputa to wyspa platonicznych dziwek (las putas platonicas) ;-)

Jak poznałam Fernando Gonzalesa?

Kiedy spacerowaliśmy po peryferiach Rzymu, zatrzymując się w każdym naroznym barze i podglądając prostytutki, Gustavo Sanchez Velandia zacytował po raz pierwszy kolumbijskiego filozofa wędrówek - "logika to rytm", powiedział zanim wstąpiliśmy na następna kolejkę*.


*notka powstała w ramach wspólnej akcji promocyjnej na rzecz latynoskich myślicieli.

mówią, ze hydraulicy są bardzo samotni, podobnie jak my, gospodyni domowe.
Mam dwa postanowienia noworoczne: a) schudnę b) będę częściej patrzeć na życie sub specie aeternitatis, co uczyni ze mnie osobę pogodną i nieustraszoną jak Doris Day.

12/23/2008

rodowód

Moją rodzinę ogarnęła mania genealogiczna. Wuj spisuje dzieje rodu w kajecie (czyta po obiedzie na głos najciekawsze anegdotki. Osobiście najbardziej lubię te o dalekich ciotkach - pomylonych starych pannach), a kuzyn wertuje rozpadające się rejestry w parafiach. Marzy im się pokrewieństwo ze szlacheckimi awanturnikami, zakupili nawet kontusz i futrzaną czapę z piórkiem.

okupacja, muchy w nosie i kredyty

Cienko, kiepsko i do bani. Babcia opowiada już tylko o wydarzeniach sprzed kilkudziesięciu lat (i pokazuje pożółkłe zeszyty z wyciętymi z gazet gwiazdami niemieckich filmów z czasów okupacji), mamy miesiąc na znalezienie mieszkania, a w dodatku kupiłam Mzimu za małą koszulę (jaka ze mnie konkubina, jeśli nawet koszuli na oko nie potrafię kupić? ;-).

Koniec odcinka cztery tysiące sto dwudziestego.

12/22/2008

Wypaliłyśmy po 2 Diarumy, wypiłyśmy po damskim piwku, psychologizując sporo, diagnozując, kategoryzując. Słucham teraz Os Tribalistas, Carnavalia i Velha Infancia, muzyki, która kojarzy mi się z moimi złotymi latami (2004-2006), muzyki jak z epilogu jakiejś świetnej opowieści. Niedługo przyjeżdża Zuza! (a razem z Zuzą historie o latynoskich marynarzach, muzykach z półwyspu iberyjskiego i opiumistach z Majorki)
W moim matriarchalnym domu, jedyną rzeczą, która tak naprawdę należała do mojego ojca-banity, była popielniczka (szczyt brzydoty z brązowego odlewu).

12/21/2008

To banda Rudej Barbary!
Basti ma w rodzinie szalenie LGBT-owe dziecko, którego pierwsze słowo brzmiało "gej".
W ŁDK-u wchodzi się do salki kinowej odsuwając ciemną i ciężka kotarę, zupełnie jak do wozu cyrkowego z gadająca głową.
wyprztykałam się.

12/20/2008

ta moja neosarmacka rodzina... ;-)
Czytam "Historię ciała w średniowieczu" (z jednej strony umartwione z drugiej celebrowane) i zastanawiam się dlaczego wybrałam studia diachroniczne - zajmowanie się zaginionymi światami.

12/18/2008

Drogim Czytelnikom redakcja życzy Wesołych Świąt! :)




















1920
Byłam dzisiaj na świątecznych zakupach i dokonałam masy dziewczyńskich wyborów - pachnidełka, mazidełka, kawusie, bibeloty, pstrokacizny. Tylko Mzimu nie wiem co kupić...
ogłaszam I laputański konkurs na najładniejsze słowo-walizkę/mot-valise! :)

12/17/2008

Żeby się rozgrzać w tych cholernych przeciagach popijam kawę z likierem Amarula, który G. przywiózł mi z RPA (ha! :). Opowiedział mi też historyjkę. Będac w hotelu w Kapsztadzie zadzwonił do recepcji i poprosił o przyniesienie książki telefonicznej. Odłożył słuchawkę i poszedł wziąć prysznic. Po kąpieli okazało się, że z pokoju zniknęły wszystkie jego rzeczy. Zadzwonił więc jeszcze raz do recepcji, żeby zwymyślać złodziei. Recepcjonistka przeprosiła go i powiedziała: "Proszę się nie martwić, przed chwilą przenieśliśmy Pana rzeczy do pokoju, w którym jest książka telefoniczna".

12/16/2008

W drugim etapie rekrutacji mam opowiedzieć bajkę... Będzie to"Historia o dwóch, którzy śnili" Borgesa.

12/11/2008

dziś usłyszałam od rekrutera: "Chętnie poszedłbym z Panią na kawę, ale do biznesu to się Pani nie nadaje" ;-)

12/09/2008

Mój najfajnieszy ex opowiadał mi dziś przez Skypa o swojej nowej dziewczynie. Nazywa się Mounia, jest Algierką i pracuje jako nauczycielka matematyki, tak jak on. Objadają się razem słodyczami.
Ostatnio pijam gorące mleko do snu. Jak dzieciak.

12/07/2008

mycie, strzyżenie, czyszczenie, zapominanie, rozpoczynanie

12/04/2008

Korzystając z tego, że wcześniej wyszłam dziś z pracy, poszłam sobie do kina na "Opętanie" Żuławskiego. Film traktował o kobiecie, która ucieka od męża, dziecka i kochanka i żyje w ruderze w sąsiedztwie muru berlińskiego hodując ośmiornicopodobnego stwora. Mzimu powiedziałby jedno - "psychoamba".

12/03/2008

Borges o swoich mikroopowiadaniach:

"Są nieodpowiedzialna rozrywką człowieka nieśmiałego, który nie odważył się na pisanie opowiadań i który zabawiał się fałszowaniem i przeinaczaniem cudzych historii"

Prolog do wydania z 1954, J. L. Borges, Powszechna historia nikczemności, PIW, Warszawa, 1976, s. 6.



11/30/2008

Dworce Środkowej Europy – słabo oświetlone w śniegu, pokryte monumentalnymi płaskorzeźbami ludzi pracy sprzed czterdziestu lat, budowane z kamienia koloru piasku, budynki – torty, budynki – maszyny do pisania. Dworce otoczone kordonami taksówek, w których kierowcy drzemią przy świetle, albo łączą się w grupy wypuszczające w niebo ciepłe powietrze, u których można wymienić dolary na lokalną walutę o każdej porze nocy. Dworce, w których zachrypnięte od papierosów urzędniczki wyczytują nazwy miejscowości - czarnych dziur, miejscowości – grajdołów, miejscowości – końców świata.

11/29/2008


Firma toczyła się jak arka na kwadratowych kołach wśród potopu papierów.

11/28/2008

W tym tygodniu Mzimu nazywa mnie mandrylem albo pundrą.

11/27/2008

korespondecji z prof. Bańko ciąg dalszy ;-)

Witam,
czy mogłabym prosić o przybliżenie źródeł metaforyki cielesnej w języku polityki (np. głowa państwa, prawa ręka itd)?
Pozdrawiam,
Natalia


Metafory miewają różne motywacje, nawet w tak wąskiej dziedzinie, jak język polityki. Najogólniej mówiąc, ich budowę uzasadnia doświadczenie życiowe człowieka. Na przykład prezydenta nazywamy głową państwa, ponieważ uważamy, że głowa jest najważniejszą częścią ciała, a czyjegoś pierwszego zastępcę możemy nazwać prawą reką tej osoby, ponieważ większość z nas jest praworęczna i bez prawej ręki byłoby nam się trudniej obyć niż bez lewej. Ciekawsze jednak od pytania, dlaczego określone treści są wyrażane przenośnie w określony sposób, jest pytanie odwrotne: co wynika z tego, że prezydenta nazywamy głową państwa, czyjegoś najbardziej zaufanego współpracownika – prawą ręką tej osoby itd. Innymi słowy: co obiegowa metaforyka mówi o naszym postrzeganiu świata i o nas samych?
- Mirosław Bańko, PWN
Nigdy nie grałam zbyt sprawnie w spektaklu kobiecości

11/26/2008

długa ściana w korytarzu jest obwieszona czapkami z całego świata - jest konkwistadorska czapka z gwatemali, stożkowy kapelusz z chin, futrzana czapa z Kaukazu, sombrero.
śnili mi się mięsiści, namiętni Murzyni
od dwudziestu lat nie śpię

11/21/2008

Jakaś płaczliwa jestem dzisiaj. Podczas lektury listopadowego "Zwierciadła" wzruszyłam się do łez z piętnaście razy... ?!
Drzwi otworzył mi chudy, jasnowłosy chłopak, lękliwy i niewydarzony jak progenitura kazirodczego związku. Szef firmy o wyglądzie zdeklasowanego szlachciury ojcowskim tonem poinformował mnie jedynie o tym, że do stażystek zwykł się zwracać po imieniu. Zagadkowy przybytek mieści się w wielopokojowym mieszkaniu w zabytkowej, przysadzistej kamienicy. Chyba znalazłam idealne miejsce dla siebie ;-)
Chłopak mojej mamy pisze wiersze, które muszę potem przepisywać na komputerze. Kiedy czytał na głos utwór "Niebieskooki" (hymn religijny) mama miała łzy w oczach.
Podczas zappowania natrafiliśmy na program, w którym starsza pani zgrabiałymi dłońmi prezentowała wibratory w kształcie stojącego na baczność kreta (nie mylić z Keretem).

PS. Basti uświadomiła mi, że był to "Sunday night sex show" z Sue Johanson.
Mzimu mówi, że nadużywam porównań!

11/20/2008

Nielubiany dotąd Wiktor Skok zmiękczył moje serce fundując nam jako support przeboje ze starych musicali, w tym z moich ukochanych "Dźwięków muzyki" (widziałam ten film z tysiąc razy)!
Idę z Hari na otwarcie ms2 pobyć sobie wśród wybitnych ludzi ;-)
Dzięki nameste poznałam bardzo ciekawe środowisko blogowe - zapalonych dyskutantów, miłośników antyku, domorosłych (broń boże bez pejoratywnego nalotu) publicystów. Obserwuję z nieśmiałością i podziwiam (choć notek nie potrafię doczytać często do końca, bo są dla mnie za długie ;-).

11/19/2008

Zainspirowana przez Borię oglądam fragmenty filmów "rozedrgany Cybulski vs. tuziny dzierlatek". Mówią w nich tak, że każde zdanie chce się cytować, podkreślać kopiowym ołówkiem, przepisywać sto razy do zeszytu, wyszywać na makatkach i kaligrafować na pergaminie.

    Wesołe miasteczko położone obok obskurnego dworca, świeciło z daleka jak Las Vegas na pustyni. Foire du Midi otwierano co roku od ponad stu lat między 19 lipca a 24 sierpnia. Chłopcy strzelali do maskotek wiszących jak smutni potępieńcy z oklapłymi uszami i ogonami. Dziewczęta powiewając balonami na sznurkach kupowały bilety na karuzele za ostatnie 5 euro. W jarmarcznych budkach kręciły się na rożnie szaszłyki wielkie jak noga słonia.

Nalewka była iście piekielna. Jutro idę do fryzjera, żeby ściął mnie na Rihannę :)

11/18/2008

Pisarze tworzą literaturę krajową, tłumacze tworzą literaturę światową,
rzekł Jose Saramago
Dziś druga noc z filmem Akerman (i nalewkami mojej mamy). Tym razem będziemy tłumaczyć wywiad z operatorką filmu. Kobieta mówi subtelnie, metaforycznie, barwnie czyli 10 minut translatorskiego horroru. Hania zauważyła, że Belgowie mówią bez zadęcia, którym grzeszyliby w tej samej sytuacji Francuzi, ale w końcu Hania musi tak twierdzić, bo jest belgofilką ;-)

Brownie

(czyli jestem na diecie, ale lubię sobie czasem poczytać jakieś pyszne przepisy! Brownie kojarzy mi się ze śniadaniami w uniwersyteckiej kantynie, bardzo przyjemnymi, w rażącym słońcu, przy dźwiękach radia "Nostalgie". Jezu piszę jak Marta Gessler ;-)

2 tabliczki (200 g) gorzkiej czekolady

1 kostka (200 g) masła

100 g mąki

300 g cukru

6 jaj

50 g łuskanych włoskich orzechów

Nad garnkiem z gotującą się na małym ogniu wodą rozpuścić w misce masło z pokruszoną czekoladą, dokładnie rozmieszać.

Jaja ubić mikserem, stopniowo dodawać cukier i mąkę.

Do masy jajecznej wmiksować przestudzoną czekoladę i wymieszać z pokruszonymi orzechami.

Spód blachy wielkości 60x35 cm wyłożyć pergaminem, ciasto wlać na blachę. Wstawić do piekarnika rozgrzanego do 200 st. C, piec 18--20 minut.

Jechaliśmy wolno jak w defiladzie. Po ulicach wałęsały się chude arabskie dzieci. Na przystankach autobusowych grube Murzynki przestępowały z nogi na nogę. Miały kwieciste suknie, a ich twarze świeciły się od tłustych pomad kupionych w sklepach z afrykańskimi artykułami. Na skwerach karłowate drzewa wyrastały wprost w betonu. Na rogu ulicy stał porzucony wóz cyrkowy. Saint Gilles wyglądało jak złe dzielnice Łodzi. Swojsko i ponuro. Zatrzymaliśmy się przy niedużej kamienicy obok polskiego sklepu spożywczego. Na szybie był przyklejony papierowy gołąbek z gałązką oliwną w dzióbku.

Studiowanie literatury dawnej (lat. studium - zapał, chęć, dążenie) zmieniło nas wszystkie. Basti prowadzi prywatną krucjatę na rzecz Ripy, Hania zaczęla pisać epitomy, a ja tłumaczę z wypiekami na twarzy najbardziej konserwatywne fragmenty Irenofila i w dodatku darzę jego autora, tego nieznośnego oportunistę i zakutego katolika, szczerą sympatią!

11/17/2008

Być jak Matsuo Bashō.

11/16/2008

abecadło 4.

Hannah miała talent do długich tyrad, które wygłaszała niezmordowanie jak Fidel Castro do swoich współwięźniów. Mawiała, że gdyby umiała pisać tak jak potrafi mówić, byłaby bogata. Rzeczywiście, jej długie monologi były czasem porywające, pełne sprzeczności - cynizmu i czułości, taniego egzystencjalizmu i szlachetnej melancholii.

11/14/2008

latający dywan (to była nasza ulubiona bajka)

Nie pamiętam kiedy powstała kawiarnia Syrena. Niepozorna, omijana, z wystrojem jak w dworcowym bistro. Miała jednak kilku stałych gości - głównie spolonizowanych obcokrajowców, którym przypominała zapewne jakieś miejsce w ich rodzinnych stronach.
Syrena przyciągała ludzi, którzy niczym się w życiu nie zajmowali – mroczna, bezpieczna, wolna od zabieganych klientów i natarczywego radia punktującego godziny serwisem informacyjnym. Stali bywalcy siedzieli więc bezczynnie, patrzyli przez okno i nie odzywali się do nikogo.

Nigdy nie rozumiałam pogardy mojej licealnej polonistki dla Konwickiego, którego książki uważała chyba za okolicznościowe, a więc nieaktualne czytadła. Szukam w bibliotekach "Kalendarza i klepsydry".
W barze Familijnym na Nowym Świecie kursował podobno dowcip:
"Kto zamawiał ruskie? - nikt, same przyszli"

(lubię dowcipy z brodą ;-)
Spałaszować jesiotra w galarecie!

11/13/2008

Cinkciarze, spekulanci, szefowie podejrzanych geszeftów przesiadywali w Grandce. Była to kawiarnia hotelowa na rogu Piotrkowskiej, żywcem wyjęta z lat 80-tych. Różowe obrusy, sztuczne kwiatki na stołach, marmurowe kolumny i wuzetki za ladą. Siedzieli, przebiegli i aroganccy, z twarzami świecącymi jak pięć złotych, między emerytkami pamiętającymi czasy świetności lokalu. Poza nimi nie było już w Grandce nikogo.
Cinkciarze nigdy nie rozmawiali w kawiarni o interesach. Zachowywali się jak królowie życia. Płacili za kawę grubymi banknotami wyciagniętymi z rulonu trzymanego od niechcenia w kieszeni spodni. Podrywali sztubacko kelnerki w trwałej i nigdy nie przepuścili okazji do szowinistycznego żarciku.


11/12/2008

nie poszliśmy na turpistyczne sushi, ani do Marrakesh baru. Poszliśmy tam, gdzie chodzimy, gdy nie chcemy, aby wieczór skończył się utraconą czcią Natalii O.
zaczął czytać "Proces", a następnego dnia miał temperaturę 39 i 9.

11/11/2008

Kupił jej gwiazdkę z nieba i pokazał certyfikat.

Przez całą noc


A wiec mialysmy przetlumaczyc z Hania film Akerman. Zasiadlysmy z pewna trema, a tu sie okazalo, ze pierwszy dialog ma miejsce w pietnastej minucie filmu i wyglada mniej wiecej tak:

-Spisz?
-Nie. A Ty?
-Ja tez nie.
-O czym myslisz?
-O tym, ze sie juz nie kochamy.

W sumie w filmie pada jakies sto kwestii i jest to obraz nawet mniej wypełniony zdarzeniami niz filmy Rhomera. Postaci ida, stoja, siadaja, leza, patrza przez okno, wchodza po schodach, schodza ze schodow, odchodza w ciemnosc, jada taksowka, pisza list do innej postaci, ale nie potrafia go dokonczyc. W filmie graja przyjaciele i znajomi rezyserki, m.in. ojciec Hani, ktory, o trzydzesci lat mlodszy, ale z ta sama malkontencka mina, tanczy nieporadnie z nieznajoma (patrz. obrazek)

Ale ta nocna Bruksela z lat 80-tych... I ci Arabowie stojacy przed sklepami i knajpami, bez slowa, nieruchomo, wpatrzeni w ulice jak w wykaligrafowane imie Allaha.

(opis filmu)

11/10/2008

Spotykamy się dziś z Hanią, żeby obejrzeć film Chantal Akerman.
Babcia ogląda nałogowo telewizję Mango i czuje się jakby sprzedawano jej co najmniej raj w kawałkach.
Wybrałam się dziś pierwszy raz do Małej Litery na Nawrot. Jest okropna - klaustrofobiczna, przeładowana, kompletnie nie do posiedzenia.
Babcia opowiadała mi dziś, że jako pierwsza w Łodzi miała telewizor. Był rok '53 i cała kamienica zbierała się u niej dwa razy w tygodniu, kiedy przez kilka godzin nadawano program z Warszawy.

11/09/2008

relaxare

konował

Nie jestem z tych, którzy pisują do gazet, wydawnictw lub znanych osobistości w sprawie nieprawidłowo użytego średnika albo nieścisłości merytorycznej, ale inicjatywa poradni językowej tak mi się podoba, że tym razem napisałam :)

Redakcja Słowników Języka Polskiego PWN odpowiedziała na Twoje pytanie

Witam,
czy mogę prosić o przybliżenie etymologii określenia konował?
Pozdrawiam,
Natalia


Bez większych nadziei sięgnąłem do Etymologicznego słownika języka polskiego Andrzeja Bańkowskiego, obawiałem się bowiem, że tak wyraźnego kolokwializmu ten skądinąd obszerny słownik nie uwzględnia. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że konował tu jest: opisany jako wczesnosiedemnastowieczny rutenizm (tzn. zapożyczenie z ukraińskiego lub białoruskiego), pochodny od rosyjskiego słowa o znaczeniu 'kastrator koni'. W słowniku Bańkowskiego konował ma definicję 'weterynarz' i kwalifikator pogard., dobrze wiadomo jednak, że nazwa ta bywa odnoszona też do lekarzy, co nadaje jej jeszcze bardziej deprecjonujący charakter.
- Mirosław Bańko, PWN
What's so great about truth? (Obejrzałam "Closer")

11/08/2008

czytam sobie w czytelni onetu pamiętniki śp. Mieczysława Rakowskiego. Kurcze, poruszają mnie ostatni decydenci bloku komunistycznego, królowie Ubu na zrujnowanych włościach.

abecadło. sławni laputańczycy 3

Sz. spotkał ją trzy lata temu na festiwalu filmowym. Był jurorem, a ona lubiła bywać na kabotyńskich imprezach. Malowała obrazy w stylu Bacona - według niektórych bardzo dobre, według innych zbyt epigońskie. Sprzedawała mało, żyła na koszt mężczyzn. W gminie żydowskiej, do której należała ze względów raczej praktycznych niż mistycznych, miała złą prasę. Sz. z kolei był dziwnym przypadkiem choleryka. Na co dzień flegmatyczny, skupiony, co jakiś czas wybuchał niepohamowaną złością. Po jednej z awantur K. wyprowadziła się zabierając wszystkie rzeczy. Sz. na zmianę straszył ją adwokatem i wysyłał listy pełne psiej tęsknoty.



- Mówią, Pani, że to nie po chrześcijańsku to palenie - rozprawiały dwie baby o kremacji.
mam słabość do facetów śpiewających falsetem!

11/07/2008

Proszę Pani, myśmy byli sobie pisani (zanim się nie przysiadł ten Pan...) - pamiętacie tę wdzięczną piosenkę Andrzeja Zauchy ze schyłku PRL? (Nie tak jak ten obok Pan - sam szpan!)

Z Księgi ziół:

"Większość ludzi spędza życie na metodycznym, żmudnym, pilnym, niezmordowanym przygotowywaniu się do szczęścia"

11/06/2008

Lizardo mówił do Gilety: Kocham Cię od stuleci. Dla Ciebie udaję ogrodnika.
Chciałabym mieć zdolność dokumentowania pustki, przerw, czasu między wydarzeniami, chwil, kiedy "nie dzieje sie nic poza upływem czasu" (zdanie z którejś z książek Marguerite Duras, którą czytałam wiele lat temu podczas pierwszej beznadziejnie turystycznej podróży do Paryża).
Zastanawiam się, czy lapidarność jest bardziej męska czy żeńska... tzn. czy wiąże sie bardziej z kobiecym wycofaniem czy może z męską "celnością".

11/05/2008

Sandor Marai, Księga ziół:

"I dlaczego nigdy nie pomyślałeś, że poklask, jaki możesz zdobyć, jest tylko przypadkowym poklaskiem nudzącego się, zawistnego i dziecinnego tłumu?"

moja druga notka politykująca

Mzimu leży na kanapie, ogląda CNN i pomstuje na zwycięstwo Obamy. Ja się oczywiście wzruszyłam patrząc na cieszących się ludzi (wzruszyłabym sie pewnie tak samo widząc radość zwolenników McCaina - chyba nie nadaję sie na analityka politycznego ;-) i spijam z tej okazji likier kawowy. Rozłam w rodzinie, mąż przeciw żonie, brat przeciw bratu ;-)

szydera 2

Widziałam dziś wokalistę zespołu "Psychocukier". Wychodził z Urzędu Pracy.

11/03/2008

Lapidarność jest dla mnie wyrazem uprzejmości.
Z poradnika: "Nikt nie może nas kochać tam, gdzie sami się nie pokochaliśmy. Można nam wyrządzić tylko taką krzywdę, jaki sami sobie wyrządziliśmy".

moja pierwsza notka politykująca

Poszłam dziś na bardzo długi spacer do dzikiego parku (mimo, że jak dla mnie przyroda mogłaby być z bezwonnego plastiku). Doszliśmy do zarośniętego kamienia, z którego ciągle nie zdjęto tablicy poświęconej Gomułce.
Hurra, idę w czwartek do teatru!
czytam poradnik o związkach, który pożyczyła mi Ka. i dochodzę do wniosku, że mój drogi Mzimu (który własnie siedzi na piwie z Grubym...) uwolnił mnie od przymusu powtarzania.
dolce vita finita
Czasem jednak cholernie lubię swoje życie
zły tłumacz tłumaczy tylko raz?
mam zapędy demiurga. Lubię organizować przyjęcia po to, żeby stwarzać interakcje między moimi przyjaciółmi, patrzeć jak na siebie reagują, jak się oswajają; nie mówiąc już o tym, że miałabym ochotę ich poswatać :)

11/02/2008

poznajmy się! :)

Co tu widzisz?
na długie zimowe wieczory dostaliśmy książeczkę ze 101 pozycjami miłosnymi ("pieskie popołudnie", "most na rzece namiętności", "wejście smoka"). Skończyliśmy w przypadkowym klubie, a potem u Borii oglądając nad ranem film o Francuzce włóczącej się po rumuńskiej prowincji. Dziewczyny zasnęły Borii na ramieniu.

11/01/2008

Zakochanie to wybuch ciekawości.
Zniewaga! Mzimu nazwał Justina Timberlake'a "jęczliwym eunuchem"...

10/31/2008

Podobno mania czytania jest niespełnionym pragnieniem zobaczenia genitaliów swojej matki (gdzie ja to przeczytałam? ;-)
Kiedyś byłam niemową (czy należy wierzyć niemowie na słowo?)

10/30/2008

Boris Vian, Umrę na raka rdzenia kręgowego

Z okazji Halloween wiersz Viana w moim tłumaczeniu


Umrę na raka rdzenia kręgowego

Zdarzy się to pewnego okropnego wieczoru

Jasnego, ciepłego, pachnącego, zmysłowego

Umrę na zepsucie

Pewnych mało znanych komórek

Umrę na nogę wyrwaną

Przez olbrzymiego szczura, który wylezie z olbrzymiej dziury

Zatnę się sto razy na śmierć

Spadnie na mnie niebo jak ciężka szyba

Umrę na wrzask

Od którego pękną mi uszy

Umrę na słabo widoczne rany

Zadane o drugiej nad ranem

Przez niepewnych i łysych zabójców

Umrę i nie zauważę

Że umieram, umrę

Zagrzebany w suchych ruinach

Pod milionem metrów zburzonej bawełny

Umrę utopiony w zużytym oleju

Pogardzany przez obojętne bestie

I, zaraz potem, przez bestie mi obojętne*

Umrę nagi, albo przyodziany w czerwone płótno

Albo zaszyty w worku z ostrzami brzytwy

Umrę być może zanim zdążę sobie

pomalować paznokcie u stóp

Z pełnymi łez rękami

Z pełnymi łez rękami

Umrę kiedy wyrwą mi

powieki w rozszalałym słońcu

Umrę kiedy będą mi sączyć

Okropności do ucha

Umrę na widok torturowanych dzieci

I zdziwionych pobladłych ludzi

Umrę toczony żywcem

Przez robaki, umrę

Ze związanymi rękami pod wodospadem

Umrę spalony w smutnym pożarze

Umrę trochę bardzo

Bez szaleństw ale chętnie

A potem kiedy będzie po wszystkim

Umrę



*tłum. Madzia Hrdina

10/29/2008

Dance of Death, Michael Wolgemut, 1493

"Kiedyś było inaczej i teraz jest inaczej". Fascynuje mnie ten zbiór tautologii używanych z całą powagą w rozmowach.

10/23/2008

Marc Selby będzie w Warszawie w sobotę! Uwielbiamy oglądać z Mzimu mecze snookera (ach, ci faceci w białych rękawiczkach pieszczący kule do gry, ta cisza i chrząknięcia, dyskretne oklaski), a najbardziej Ronniego O'Sullivana, enfant terrible światowego bilarda. Jego ojciec siedzi w więzieniu za zabójstwo, a Ronnie jest autorem najszybszego breaka w historii.
Haribo opowiadała mi dziś urban legends (podobno prawdziwe)- o wężu, który chciał zjeść swoją właścielkę i o wrocławskim kanibalu. Nieźle mnie nastraszyła :)

prof. Bańko proponuje tłumaczyć FAQ jako nazapki (najczęściej zadawane pytania). Podoba się Wam? Bo wg mnie brzmi okropnie...

10/22/2008

kupiłam sobie "Zwierzenia klowna" Heinricha Bolla (które czyta się jak zimnowojenną "Możliwość wyspy"). W piątek mam 26-te urodziny.

z pamiętnika kury domowej

lubię środy. W środy jest You can dance, a po nim horror w TVN. Kura ogląda przez palce i woła konkubenta, żeby z nią popatrzył, bo sama sie boi.
Wypiłam dziś kawę w "Dwóch księżycach" siedząc sam na sam z kelnerującym chłopcem. Było to dość krępujące. Czytałam "Regał ostatnich tchnień" Aglai Veteranyi.
Jako dziecko bardzo interesowałam się eschatologią. Oglądałam często u babci album z detalami Sądu ostatecznego Hansa Memlinga. Obłe i blade ciała stały w kolejce do nieba albo wpadały w ogień piekielny dźgane widełkami przez okropne stwory. W środkowej częsci tryptyku Archanioł w zbroi ważył dwie postacie - pobożna była lekka jak puch, a grzesznik ciężki jak kamień.

Hans Memling, Sąd ostateczny


10/21/2008

Zrobiłam dziś Mzimu placuszki z cukinią. Jestem teraz radykalną kurą domową, cały dzień czekającą na jego powrót z pracy.
Mzimu ogląda Kino Polska. Docierają do mnie przedwojenne mądrości takie jak albo rybka albo pipka.
Ka. idzie na "Bal bohatera"! :)

10/20/2008

nie poszłam na aerobik, bo mi się nie chciało. piszę to, bo dręczą mnie wyrzuty mojego tłustego sumienia ;-)
rodzice nazwali go Carmel, tak jak ich ulubiona marka piwa.

10/19/2008

Pierwszą decyzją, którą podjęłam w pełni świadomie i z ekscytacją była decyzja zmarnowania swojego życia.
"[...] i, sądząc z listów, koszmarnie zgłupiałaś" - zawsze miałam wrażenie, że to zdanko z Brodskiego jest wymierzoną we mnie anatemą
bohaterem KPN-u Murakamiego jest bezrobotny i to mi się bardzo podoba!
Wypiłam zdecydowanie za dużo wina.
ojej, mam słabość do mężczyzn biorących udział w maratonach!
Znów byliśmy na wsi. Mzimu nosił w ramionach zwierzęta jak jakiś Jezus.

A ja nie zmrużyłam dziś oka, bo czytałam kryminał!* I odgadłam zabójcę na punktowanym odcinku fabuły :) O siódmej rano podniosłam się rześko. Wszystko jest wtedy jaskrawsze.

*) "Całując ul" robi z latami 50tymi to co "The Virgin Suicides" robi z latami 70tymi.
Hania twierdzi, ze w tym miescie nie ma szczesliwych ludzi. Tymczasem jej projekt literacki zapowiada sie piorunujaco!

10/18/2008

"kieszonkowy atlas kobiet" Sylwii Chutnik czyta się jak dorodny artykuł antropologiczny w "Op.cit". Bardzo dobre.

Recenzje książki są jakieś niecelne: "babskie gadanie", "Chutnik nie pisze, ona wypluwa, wyrzyguje, wywrzaskuje z siebie kolejne wściekłe zdania". Bzdura.

10/17/2008

W mieszkaniu Szymona było jasno, w powietrzu unosił się kurz i kilka świeżych zapachów. Kawa, farba malarska, papierosy. Nie było gazet, papierów, popielniczek, rachunków, domowej koszuli na krześle. Żadnego śladu aktualności.

Mieszkanie było wystawne. „Nie wiem z czego ojciec żyje. Nie może zarabiać aż tyle z rent i szmuglowania kawioru”- powiedziała Anna. Jej ojciec z nonszalancją pobierał renty na dwa różne nazwiska, przewoził do Berlina tani kawior ze Wschodu i sprzedawał go pod ladą w arabskich restauracjach.

Anna usiadła przed laptopem i zapaliła papierosa. Na półeczce za nią stały flakony z lekami na raka.

- Ojciec pewnie uważa, że to egzotyczny kwiat rośnie mu w żołądku. Zamierza jechać do ekwadorskiego szamana. Wszędzie widzi swój nowy film” – Anna mówiła dosadnie, z ironią, która uważała za typowo żydowską cechę. Często powtarzała, że nikt tak zabawnie nie pisał o shoah jak Żydzi.

Szymon zachorował w wieku pięćdziesięciu pięciu lat, tak jak jego ojciec. Matka wyjechała w sześćdziesiątym ósmym roku z Polski i do końca życia w kolejkach, urzędach i wszystkich przegranych sprawach pokazywała swój numer z Auschwitz. Pokazała go też w żydowskim przedszkolu, kiedy nie chcieli tam przyjąć Anny, córki gojki. Potem Anna poszła do katolickiej szkoły z internatem. Do dziś pamiętała spis treści Starego Testamentu.

„Zobacz, tam leżą jakieś rzeczy ojca”. - powiedziała.

W kartonie obok łóżka znalazłyśmy notesy, nie wywołane klisze, stare dowody i legitymacje, kilka czarno-białych zdjęć. Szymon był dobrym fotografem. Starsza kobieta gotująca coś w oparach (matka), kilka upozowanych aktorek (byłe kochanki). Notatniki Szymona były pisane po polsku, francusku i angielsku. „Cholerny kosmopolita” – burknęła Anna.

„Czuję wstyd, ciągłą niechęć do siebie” – pisał Szymon. Anna wertowała kartki tak jak się głaszcze cudzego psa.

zapisujemy się z Haribo na kurs malarstwa i rysunku! Strasznie się na to nakręciłam. W Tuluzie chodziłam z Zai Yuting na kurs rysunku do Ecole des Beaux-Arts . Był to kurs do znudzenia klasyczny - przez dwie godziny rysowaliśmy popiersia z gipsu, a przez następne dwie - akty (pies modelki pałętał się między sztalugami). W Zai zakochał się jeden facet z kursu, ale Zai się go bała, bo pracował w domu pogrzebowym i robił maquillage nieboszczykom.

10/16/2008

dążę do coraz większej regularności, powtarzalności.

10/15/2008

kupiłam sobie kolorowe korale
mam wielkościowe sny i guza na czole.

10/14/2008

Gotuję zupy i czekam na ten cholerny telefon z korporacji rządzonej przez lemury.
zaczęłam czytać tego Murakamiego. Nuda... Nie lubię tzw. "dobrze skonstruowanych fabuł".

10/13/2008

Mzimu obiecał, że opowie mi dziś do snu "Obcego" ;-)
Magda H. wprowadziła dziś do mojego słownika frazeologicznego wyrażenie "debil salonowy". Oryginalna definicja brzmi: "osoba co tam trochę liznęła, trochę czytnęła i w towarzystwie szpanuje" (podobno podkradzione tacie tejże).
Piękne, co nie? Dzięki! :)

10/11/2008

Jest jedna taka historia, która od dawna za mna chodzi.

10/10/2008

Nie mogę spać. Mzimu mówi, że jojczę. Zamęczałam go pytaniami na temat rozliczenia podatkowego, aż zasnął.
Niestety, Kuba Wojewódzki w "Polityce" to jednak Mr Ciężka Puenta...

10/09/2008

Mzimu macha ręką: "No i po co Ty piszesz tego bloga?...". Cóż, jakby powiedział Houellebecq, biorę udział w narcystycznej rywalizacji :)

PS. W ogóle ciekawa byłaby ankieta "Najskrytsze powody posiadania własnej strony internetowej". Tylko kto by miał odwagę szczerze odpowiedzieć ;-)
Szyld biura tłumaczeń na prowincji : "Przetłumaczymy nawet teściowej".
jestem najsłabszym ogniwem mojej grupy na aerobiku ;-(

obcokrajowiec w Twoim domu

Marta ma niecałe dwa lata i z jej tatą nie możemy się nadziwić jak dokładnie realizuje wszystkie tezy o nauce języka. Jako obserwator mowy dorosłych stworzyła interjęzyk -bardzo skuteczną konstrukcję złożoną wprawdzie z niewielu elementów podlegających jednak żelaznej składni. wow. (co nie znaczy, że polubiłam dzieci ;-)
A na wsi mgliście jak na fotografiach annukki. Sześć kóz, trzy psy, dwa koty i koń. Wuj jak zwykle ogląda przedpołudniowe posiedzenia sejmu i co chwilę powtarza "populiści!".

10/07/2008

Miłosz o Simone de Beauvoir ("Alfabet Miłosza") :"Durna baba"

10/02/2008

Wojciech Jot, który niegdyś dał pamiętny występ pod tytułem "Nie-muzyka nie-czasu" (wspominałyśmy dziś z Haribo) powitał mnie gromko w Photo. Strasznie mnie zawstydził. Odpowiedziałam jak na lekcji - "Jestem".
szukam tej pracy jak jakaś pierdoła z islandzkiego filmu dystrybuowanego przez gutek film.

9/22/2008

Jaka to szkoda, że jestem typem endomorficznym.
Po dwóch latach chodzenia Mzimu przyznał się, że uważa, iż połowa moich ciuchów wygląda jakby była z Armii Zbawienia...

9/21/2008

minusem naszego przybranego mieszkania jest brak porządnej kuchni, miejsca opowiadania historii i porządnej łazienki, miejsca małych ucieczek i kontestacji.
szukam piosenek na tę jesień. Kto mi coś podpowie? :)

Narazie znalazłam Blossom Dearie, która siedzi sobie w futerku na okładce swojej płyty z 1964 roku.

9/19/2008

stacja kolejowa w Kutnie (humor utnie)

siedzielismy tam dwie godziny i to byl najwiekszy hardkor naszej podrozy. Pani za barem mowila "pałeczka do mięszania", cytryna kosztowała 20 gr., umycie rąk w toalecie 50 gr, przychodziły pielgrzymki ludzi z zezem po "hamburgiery", a w gazecie lokalnej na pierwszej stronie był reportaż z koncertu "Wilków" - "Dlaczego jesteście tak nudni i beznadziejni ?- pytał kutnowską publiczność lider zespołu".

9/16/2008

Javier pracuje na statku. Oczyszcza morze. Czasem wylawia skarby - kly kaszalota, rzymska amfore.

Zuza mowi, ze Marta jest jak dziecko. Mieszka sama, bez telewizora, internetu, zima slucha Diany Krall. Czasem znika pod woda na trzy godziny - obserwuje ryby.


Marta i Javier usmazyli na kolacje llampuge z papryka. Sluchalismy Chambao. Bylo duzo osob - para z Murcii, para biologow morskich, Bernard z usmiechem jak harmonijka. Wszyscy po czterdziestce, z siwymi wysepkami na glowach. Javier powiedzial, ze bylysmy z Zuza najladniejsze.
poznalam Conchi, Pepe, Rubena, Juanne, Tonyego, Jose, Kike, Marte, Javiera, Bernarda, Carmen, Pepa, Line, Pablo i Olge.

9/11/2008

ucieczka na Poludnie jest ucieczką przed filosofią.

9/09/2008

Mzimu wysyla znajomym pocztowki z bezpretensjonalnym tekstem - ¨pozdrowienia z kraju, gdzie hiszpanice pokazuja cyce¨...
Taki upal daje alibi. Zuza mowi, ze to powietrze z Afryki.
Nigdy nie umialam rysowac mezczyzn. Nie potrafie im robic zdjec. Nie umiem o nich pisac. Wlasciwie istnieja dla mnie tylko w swojej kobiecosci albo wcale (no chyba, ze slinimy sie z Zuza na widok Jose, lokalnego taksowkarza ;-)

9/08/2008

Zuza pracuje w gazecie do pozna. Pisze dla ´´Islandlife´´ recenzje knajp i plaz oraz artykuly o majorkanskich osobistosciach. My zajmujemy sie bezczynnoscia.
Mzimu powiedzial, ze najczesciej pary rozstaja sie po wspolnym urlopie...
¨Wylacz telefon. Do rozmow z Bogiem go nie potrzebujesz¨ - tak brzmial napis na wejsciu do kosciola San Miguel. Miasto obejmuje mnie ramionami ulic (choc Mzimu mowi ze to zdanie jest tandetne ;-)

9/07/2008

lato na Majorce

Krajobrazy jak z filmu o Zorro. Chodzimy miedzy drzewkami oliwnymi i pomaranczowymi, miedzy figowcami i magnoliami.

9/05/2008

Szykujemy się za morze. Po ostrej selekcji biorę w końcu w podróż "Pianę złudzeń" Viana, którą na pewno zglajszachtowano w tłumaczeniu na papkę. Wczoraj oglądałam sobie wywiady z różnymi pisarzami na youtubie, ze stasiukiem (film pt. "człowiek zwany świnią"), tokarczuk, nothomb, beigbeder, houellebecqiem, cioranem - niemal każdy ma poważny defekt wymowy, tik lub nerwowy rictus, co za plemię...

8/25/2008

oglądamy sobie rozpłaszczony świat na "zumi".
"staję się tym, w czym uczestniczę. Jestem tym, na co patrzę"

8/24/2008

Mzimu mówi, że ostatnimi czasy lepiej już iść do ZOO, niż do Kaliskiej.

8/22/2008

Moją aktualną pociechą jest "Deklaracja celna" Bory Ciosića - ksiazeczka o niemyśleniu i spacerowaniu. Lubię ksiązki napisane przez starców, którzy zdają się zapominać o czym pisali przed chwilą.

8/20/2008

ostatni zołniez AK złozyl bron w 65 roku! (do tej pory siedział z lesie...) Tak mowi Mzimu, który pod moja nieobecnosc oglada pasjami programy historyczne.

złe sny tłumacza

obawa, ze źle przetłumaczyłam "klapę tylną", "płozy z platformami" i "szparę stawu kolanowego" nie pozwala mi zasnąć.
pies mojej pamięci głośno szczeka ;-)

8/07/2008

"drevny kocur ne egzystuje!"

GGC:

Mi jefe es un periodista que hace 15 años que no escribe una noticia. Un coordinador que ignora el nombre y las funciones de sus coordinados. Un gestor que no sabe cuánto ni cuándo cobran los empleados. Un representante comercial que no le vendería un audífono a un sordo. Mi jefe es un amigo simpático cuando hablas con él y un padre moralista cuando habla de ti. Pero no hay que reprocharle nada, al pobre, porque en realidad mi jefe no existe, aunque siempre esté detrás de mí, observándome. Mi jefe es Dios.
muszę kiedyś napisać o Atiatach, ich domu-peerelowskim skansenie z biomechanicznymi wariacjami Atiaty na ścianach i o tym, że z nimi czuję się zawsze jak na wakacjach.
u Davida Lodge'a cienkie mimesis i bombastyczne dyskusje o niemodnych już teoriach.

u mnie kiepskie imprezy i oczekiwanie.

7/18/2008

Przed burzą, z daleka słychać karetki. Stawiasz kołnierz jakbyś nosił spluwę w kieszeni, celował do grubych bossów, odbijał im panny.

A może zostanę łowcą nagród albo teleturniejową hieną?

7/13/2008

wysyłam cvałki w różne miejsca i czekam. Mzimu mówi, że to może potrwać, bo sekretarki rozkładają teraz nogi na piaszczystych wydmach.

7/06/2008

pojechaliśmy na wieś. Pan Miecio opowiadał o jerzyku z rodziny krukowatych, który potrafi przeżyć trzy lata w locie, nawet kopulować w locie potrafi, taki to ciekawy ptak, tak! na ulicach festiwal patologii i anna przybylska, która reklamuje w tym kraju wszystko.

7/05/2008

to jednak dość dołujące, że ostatnie naprawdę inspirujące mnie wydarzenia miały miejsce jakiś rok temu.

6/30/2008

idziemy na imprezę w pianie! :)

ps. nie poszliśmy.

6/27/2008

Pierwsze dni lata, a my liczymy ziarenka pieniędzy (to miasto działa na pieniądze). Może starczą na jeszcze jedno piwo i taksówkę do domu.

Czterooki potwór żyje w domku na drzewie. Pokrytym lśniącą łuską, z talerzem satelity. Z głębi słychać recytacje i pokasływania. Okolica jest przyjazna staruszkom i dzieciom. Skwery, fontanny, salony piękności stoją otworem jak kradzione torebki.

6/25/2008

Zajęliśmy miejsca w jarmarcznej karuzeli. Chcecie jeszcze? – krzyczał krewko wodzirej i trupa. Ciche nie utonęło jak brzytwa w kolosalnym entuzjazmie.

Ja: Co robisz?
Mzimu (pochłonięty grą o drugiej wojnie światowej): Jestem Ruskiem pod Stalingradem.

6/24/2008

Spotkałam dziś T. K., dramaturga. Szedł zagrać w Lotto.

6/19/2008

Siedzieliśmy jak na pokładzie rejsowego statku, który nigdzie nie płynął.
- Niektórzy uważają moje zainteresowania za patologiczne - powiedział Mateusz.
Apatka uśmiechnęła się jak w przedwojnnym filmie.

Kiedy przyjechałyśmy do ciotki robiło się już ciemno. Domek był parterowy, bardzo ciasny. Kolorowe pejzaże od których roiło się na ścianach, figurki cherubinków, dzikich zwierząt, zdjęcia dalekich krewnych, proporczyki, sztuczne kwiaty. Kompozycja przypominała ołtarzyk dewocjonaliów, do których nikt się nie modlił.

Fatalny gust właścicielki nie oszczędził nawet kotów. Dwa puszyste persy perłowego koloru siedziały leniwie na poduszkach jak wypchane.

Michel zabulgotał coś niezrozumiale na powitanie. Był spokojnym, schludnym staruszkiem, którego ciotka całkowicie ignorowała. Od kilku lat miała kochanka. Był kapryśny i nieznośny, ale ciotce wystarczał sam fakt, że był o dwadzieścia lat młodszy od Michela i że nie musi mu każdego wieczoru dawkować leków na ciśnienie.

- Zrobiłam dla was kolację – powiedziała przynosząc nieapetycznie wyglądające talerze.

6/18/2008

Instruktor Mzimu jest aktorem Teatru Powszechnego, który dorabia sobie na pół etatu w szkółce samochodowej ("normalnie to jestem aktorem, ale czasem popierdalam na elce"). Niegdysiejszy korepetytor Mzimu z fizyki był tenorem w filharmonii łódzkiej, a moja była terapeutka pracuje jako barmanka w Bagdadzie. Moje wizje własnej przyszłości obfitują w podobnie kuriozalne połaczenia.

6/10/2008

Cyganka rzuciła dziś na nas zły urok.

6/07/2008

jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało ?

obejrzeliśmy z Borią ultraromantyczny "Przed zachodem słońca", słuchaliśmy Johna Mayera, śpiewaliśmy "Stop this train" na balkonie bujani holenderskim alkoholem i rozmawialiśmy o chałturach. Boria pożyczył mi fantastyczny esej Pierre'a Bayarda (tytuł w tytule), który wszystkim polecam (PIW, Warszawa, 2008).

6/05/2008

moja mama zapisała się do koła literatów trzeciego wieku "Kółko graniaste". "Dziewczyny piszą naprawdę piękne wiersze okolicznościowe", mówi.
kupiłam sobie w antykwariacie "Astreę" (1612) za 7,5 zł :)

6/04/2008

najintensywniejsze piękno graniczy z kiczem

6/02/2008

jak myślicie, kim jest i co zamierza facet, który kupuje w supermarkecie pięć paczek pasztetu i kłódkę?

5/31/2008

teksty Pana Sosnowskiego są tak wyborne!

http://www.biuroliterackie.pl/przystan/przystan.php?site=100&kto=sosnowski
W tej strasznej podróży jedyną pociechą jest dla mnie "W 80 światów dookoła dnia" Cortazara. Opowiadania o ministerstwach nocą i smokach-potworach zamieszkujących biura przypomniały mi unijne budynki w brukseli, w których nigdy nie będę pracować - podobne biurokratycznym przybytkom wszystkich systemów, z fotografiami założycieli o kanciastych nazwiskach, udekorowane swoją "europejskością" jak plastikową wisienką.

abecadło. sławni laputańczycy 2

Norbert

Widywałam go codziennie w stołówce studenckiej, w której ciągle jadał mimo, że był już po czterdziestce. Przyjeżdżał starym rowerem, przypominał wyliniałego lisa i niewiele mówił. Czasem jakby mimochodem opowiadał rzeczy, które wprawiały nas w konsternację - że mieszkał w ashramie w Kalkucie, gdzie uczył się z dawną narzeczoną miłości tantrycznej, że jeździł stopem po Europie z poznaną w podróży Japonką, że grywał na keybordzie w knajpach (mówiono mu, że gra tak, że nigdy nie wiadamo, czy kawałek mu się udał czy też wręcz przeciwnie). Przez krótki czas był nauczycielem klas młodszych, ale kiedy okazało się, że hucznie i beztrosko bawi z dziećmi zamiast uczyć je pisać i czytać, zwolniono go z pracy i przyznano rentę. Norbert zasiadł w fotelu i zaprzestał wszelkiej aktywności. Psychiatrzy stwierdzili u niego apragmatyzm, dziwną przypadłość, która uniemożliwiała mu wykonywanie najprostszych czynności. Całe dni przeglądał wiadomości w serwisie WAP na swojej komórce. Interesowały go przede wszystkim liczby. Wiedział ilu tamilów zginęło podczas tsunami w Indiach, ile osób obejrzało Indianę Jonesa w 89 roku, ile zarabia trzeci najbogatszy człowiek świata. Liczył również dni, które upłyneły od ważnych wydarzeń w jego życiu. Ustanawiał wielopiętrowe symetrie, pokrętne analogie i liczne wyjątki. Długie, rude włosy skleiły się w śliskie węże. Kilka życzliwych osób powiedziało mu dyskretnie, że brzydko pachnie. Któregoś dnia fotel, na którym spędzał całe dni, złamał się pod jego rosnącym ciężarem i trzeba było go oddać do naprawy. Uznał to za jedno z najbardziej dramatycznych wydarzeń w swoim życiu.

5/29/2008

lubię kiedy Mzimu naśladuje Ala Pacino ze "Scarface'a" i mówi mi z perfekcyjnym latynoskim akcentem: "i'm Tony Montana, a polytycal refugee from Cuba"

5/22/2008

dziś wprost pod naszym oknem przechodziła procesja z body Jezusa, hałasowały pastewne dzwonki i kościelny chrapliwym głosem zawodził masochistyczne kawałki. Marcin życzył mu streptokoka.

5/21/2008

a na Lapucie już lato, pamiątki z wieżą eiffela, czereśnie, bermudy i hawajskie koszule. Niemieccy emeryci defilują po plaży jak chodząca ciekawostka socjologiczna. Kobiety z białymi utrefionymi fryzurami idą przodem głośno dyskutując, a ich partnerzy bez słowa podążają za nimi jak karne dzieci. Są wdzięcznymi turystami - kupują ogromne ilości pocztówek, żeby wysłąć je licznym przyjaciołom z kółek zainteresowań dla seniorów w prowincjonalnych domach kultury w Hesji czy Ruhrze, bawią się na żenujących portowych rautach, popijają owoce morza najdroższym piwem.



5/07/2008

Byliśmy na zakupach. Marcin reagował negatywnie na wszystkie podsuwane przeze mnie rzeczy - "W tym będę wyglądał jak chiński dysydent, w tym jak niemiecki pedofil, w tym jak tajlandzki alfons, a w tym jak chiński pedofil na wakacjach w Tajlandii". Jutro idziemy do kolegów pędzić bimber.

5/05/2008

abecadło. sławni laputańczycy.

Arthur.

Urodził się na wyspie, która leży na odległość monety od Madagaskaru. Jego ojciec konstruował łódki i opływał nimi oceany, a matka wychowywała Arthura, Julesa i Funny sama, zarabiając na życie jako dziennikarka i bibliotekarka.

[…]


Wszystkie kobiety, w których się kochał miały smutne, płaczliwe twarze. Grał dla nich na harmonijce maloya - pieśni czarnych niewolników z Oceanu Indyjskiego. Uczył się ich języków z książeczek rumuński, ukraiński, włoski albo arabski w 7 dni. Porównywał je w kiepskich wierszach do mitologicznych postaci. Najważniejszą ze smętnolicych dziewcząt była Agnes, Żydówka z Budapesztu. Była drugą Węgierką, którą Arthur poznał w życiu. Pierwszą była nauczycielka gry na pianinie, pani Ferency, która przygotowywała go do młodzieńczych występów i często kładła znacząco rękę na kolanie. Agnes była od Arthura starsza o osiem lat. Arthur próbował ukryć przed nią ten fakt, a Agnes uwierzyła mu, bo miał oczy i ręce dojrzałego mężczyzny. Arthur zaczął czytać Torę, zapisał się do gminy żydowskiej, świętował Szabas i chadzał na spotkania towarzystwa francusko-węgierskiego. Po sześciu rozkosznych, twórczych miesiącach Agnes wyjechała. Spotkali się dwa lata później w Budapeszcie. Spotkanie było krótkie i bolesne. Obiecali sobie nie widzieć się więcej. Pół roku później Arthur przeprowadził się nad Dunaj, żeby w tajemnicy chodzić tymi samymi ulicami, co Agnes.


[…]

nudno jak w telewizyjnej ramówce

5/02/2008

Marcinowi śniło się, że jego babcia miała romans z cesarzem Chin, a ja widziałam wczoraj onanistę

5/01/2008

W osiemdziesiątym siódmym mieliśmy już pewne pojęcie o historii. Wojny z Niemcami były dwie. Jeden Szwab leży zakopany w naszej piwnicy. Graliśmy we wczesnorasistowską grę „Żyd”. Wiedzieliśmy, że właściciel „Syrenki” to niepisany antagonista właściciela „Volkswagena”. Polacy to naród wybrany, a zakonnice to matki boskie. Byliśmy jednak nieprawomyślnie przywiązani do pojęcia własności. Obrysowywaliśmy patykami ziemię wołając ”to moje”. Sprzedawaliśmy pokruszoną cegłę w skorupkach od kasztana za pieniądze z liści. Lalek z Peweksu nawet nie wyciągaliśmy z pudełek, żeby nie skołtuniły im się włosy, nie pomięły sukienki, nie skaprawiły bystre oczka. Podglądaliśmy zakłady mleczarskie z trzepaka. Urządzaliśmy mrożące krew w żyłach wyprawy na dno kamienicy i na poddasze. Piwnica była wilgotna, chłodna, cuchnęła grząskim błotem i zapomnianymi słoikami z kompotem. Na strychu było duszno, prześcieradła suszyły się jak usunięte dowody zbrodni, kurz zapychał nosy, echo niosło westchnięcia. Wujkowie sadzali nas sobie na kolanach, żebyśmy zaintonowali dowolny wierszyk. Na stole stała zgrzebna wódka Polmos. Od tej pory swetry przesiąknięte tanimi papierosami i perfumami oraz złote sygnety komunistycznych baronów kojarzyły mi się z męskością.

tymczasem pogrążam się w piciu do komputera - szczerym, niepozornym, bez patosu i mitologii
przeglądamy się w swoich oczach jak w bombkach.

Czasem Henrykowi Posłusznemu zdawało się, że całe osiedle spiskuje przeciwko niemu, że ludzie przekazują sobie informacje na jego temat poruszając ustami w ledwo widoczny sposób, podają sobie zaszyfrowane karteczki zamiast banknotów w kiosku, a w nocy zbierają się w jednym z mieszkań, żeby omówić plany wobec Henryka na następny dzień. Czuł się wtedy jak rozpustny tyran nękany przez zdrajców na własnym dworze; sekretarz partii węszący spiski wśród najbliższych współpracowników; członek angielskiego wywiadu, którego plany krzyżuje Piątka z Cambridge; szef koncernu komputerowego, któremu hackerzy z Europy Wschodniej wydzierają ostatnie tajne kody; cesarz, przeciwko któremu przewrót szykuje ostatni rangą służący, mąż, którego żona zdradza z agentem ubezpieczeniowym, oferującym jakże korzystne stawki.

latająca wyspa Laputa

4/30/2008

Pojechaliśmy nad morze. Oczy połyskiwały nam jak ruchliwe małe rybki. Śmialiśmy się z dziwnie brzmiących napisów ulicznych, a nasz śmiech unosił się jak opary. Wchodziliśmy do zrujnowanych kamienic, po parapetach cicho łaziły koty. Głaskaliśmy je, a nasze ręce dotykały się pod ich brudną sierścią. Przez okna grały telewizory wyświetlając obcojęzyczne informacje o nieznanych politykach i pobliskich wypadkach. Usiedliśmy w kawiarni na wybrzeżu. Nie odzywaliśmy się do siebie.
Byliśmy skrępowani nawzajem swoją obecnością, szliśmy obok siebie jak nieznajomi, patrzyliśmy na starców wychodzących z kościołów, na dzieciaki biegnące za własnymi okrzykami, na wystawy sklepów, zaglądaliśmy w ślepe podwórka. Czuliśmy się tak samotni, jakby w tym miasteczku nie było już nikogo, jakby leżało w strefie wysiedlonej po jakiejś katastrofie. W upale kontury budynków były niewyraźne, słońce załamywało się na gałęziach. Szliśmy jak dziwna para kochanków, podobnych do siebie jak rodzeństwo.


znów pijemy do siebie. wystarcza nam to za wszystkie zagraniczne przygody, za taksówki w Marrakeshu, za pchli targ w Conacry, za faunę na Madagascarze, za niebieskie obozy kabilów, za ostrzeliwane kibuce i zapyziałe motele w Odessie.
zapraszam gości, słuchamy variete, podaję kakao w zakrętkach i okruszki na spodeczkach.
meluzyna idzie poczytać przed zaśnięciem czego nie robiła od lat. o tramwajach, które jeżdżą jak oświetlone pokoje i o czlowieku który miał dynię zamiast głowy.