1/11/2010

Oczywiście nikt się nie zdziwi, jeśli napiszę, że uwielbiam monidła. Rozmyte, podkolorowane, wyretuszowane, dokładnie takie jakie wisiały w domach mojej rodziny pod Łodzią, domach opijów i furiatów oraz ich otyłych, kłótliwych żon jako euforyczno-makabryczna dokumentacja ich przebrzmiałego, jednodniowego szczęścia.

Brak komentarzy: