Obmyślam jakie numery przerywałyby wątłą akcję, gdybym miała ze swojego życia zrobić musical. Pewniakiem jest "Kaloubadia" śpiewana a capella przez fałszującą wielorasową trupę ze scatującym solistą, wysokim i anorektycznym. Wszystkie odloty i odjazdy obsługiwałaby moja ulubiona melodia z motywem motoryzacyjnym. A wszystkie retrospekcje i babranie się w starych historiach łóżkowych przeciągły utwór "Je pense a toi", który śpiewałabym osobiście do kamery kiwając sie autystycznie. Może dałoby się też gdzieś upchnać "El pueblo unido..."?
Czarny charakter mojego filmu syczałby złowróżbnie pieressssstrojka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz