Monsieur Daudet,
żegnam.
6/12/2011
5/12/2011
5/01/2011
4/28/2011
4/27/2011
Przestają mnie interesować czyjekolwiek przemyślenia. Są zawsze nieadekwatne. Wszystkie opinie nic nie warte, a rady kulą w płot. I vice versa zresztą, jeśli wymyślę sobie cały spójny system interpretacji, nie zda się on na nic nikomu. Cudze przeświadczenia to zawsze mniej lub bardziej widowiskowy folklor.
4/25/2011
4/24/2011
4/23/2011
4/22/2011
4/21/2011
4/20/2011
4/19/2011
4/18/2011
4/15/2011
4/12/2011
Postanowiłam przechytrzyć niemotę swojego umysłu i nauczyć się na pamięć pięćdziesięciu pięknych wierszy po angielsku. Kiedy nadarzy się okazja, będę je cytować, a w każdej innej sytuacji, będę wdzięcznie milczeć. W ten sposób nie skompromituję się wypowiadając jakieś niepoprawne lub toporne uwagi, a przy tym zostanę uznana za niezwykle wyważoną i dyskretną osobę.
4/11/2011
4/10/2011
4/09/2011
4/08/2011
4/07/2011
3/31/2011
3/30/2011
3/29/2011
3/27/2011
3/26/2011
3/25/2011
3/22/2011
3/20/2011
3/19/2011
3/16/2011
3/15/2011
3/14/2011
3/13/2011
Monsieur Daudet,
To był doprawdy piękny wieczór! Gdyby mógł Pan zobaczyć moje zaróżowione policzki i błyszczący wzrok! Mężczyźni byli przekonani, że to ich elokwencja i uroda wzbudza we mnie to niecodzienne poruszenie. Nie przypuszczali, że skrycie myślę o Panu. To myśl o Panu czyniła ich brak ogłady bardziej znośnym; uszlachetniała ich rysy. Ach, gdyby mógł Pan być dziś wieczór ze mną!
3/09/2011
3/08/2011
3/07/2011
3/06/2011
3/04/2011
3/03/2011
3/01/2011
2/28/2011
2/27/2011
2/26/2011
2/24/2011
2/21/2011
2/20/2011
2/15/2011
2/13/2011
2/12/2011
2/10/2011
2/05/2011
2/03/2011
1/29/2011
1/22/2011
1/16/2011
1/14/2011
1/12/2011
1/11/2011
1/10/2011
1/08/2011
1/07/2011
1/06/2011
1/04/2011
1/03/2011
Wychowana na anglosaskich powieściach sprzed stu lat, w których niepokorne, rezolutne, figlarne i ambitne dziewczynki po szkółce niedzielnej zadzierały pastelowe sukienki i właziły na drzewa szybciej niż chłopcy, a po latach zostawały paniami doktorowymi i piły herbatę z otyłymi sąsiadkami, zawsze chyba będę patrzeć na zamążpójście jak na sromotną kapitulację. Kiedy zbzikowana guwernantka Maria z "Dźwięków muzyki" zostaje kapitanową Von Trapp, przywdziewa zgniłozielony kostium z wełny i patrzy z serdecznym pobłażaniem na swoją zakochaną pasierbicę, zawsze wciskałam na pilocie "stop", przepełniona niesmakiem i rozczarowaniem.
1/02/2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)