Na przykład we Francji wydaje się między końcem sierpnia i początkiem listopada w ramach rentrée littéraire ponad 700 książek (nie chce mi się szukać średniego nakładu i przeciętnej liczby stron, ale myślę, że wynik kalkulacji musi naprawdę urywać tyłek). Magazyny literackie w te pędy zabierają się do ich recenzowania i układają listy "100 książek, których nie można przegapić tej jesieni". Oszołomieni czytelnicy organizują natomiast akcje w stylu "Challenge 1% de la rentrée littéraire", czyli zobowiązują się do przeczytania 1% z opublikowanych właśnie książek. Wybierają więc 7 pozycji, obalają sumiennie jedna po drugiej i piszą relację z progresu w lekturze.
Oczywiście i na szczęście zjawisko to wraz z jego aberracjami jest już należycie we Francji wyszydzone.
Jestem za wprowadzeniem reglamentacji dla ludzi piszących.
1 kniga per capita.
W ciągu całego życia, ma się rozumieć. Wszystkim z oczywistych względów wyjdzie to na dobre.
PS. Właśnie zadzwonił domofon. Zignorowałam pierwszy dzwonek. Odebrałam drugi: "Chciałabym zaprosić panią do rozmowy o biblii. Wie Pani, to taki bestseller".
5 komentarzy:
Gdy widzę w empiku te sterty książek, zaraz odechciewa mi się pisać.
kurcze, brakuje mi tu przycisku "Like" ;-) To już odruchowe. A co piszesz poza blogiem?
jak w tym żarcie: co mu kupimy? może książkę? - nieee, książkę to on już ma
Like! :)
@melusine
To i owo. Ale bloga, przynajmniej mojego, nie nazwałbym pisaniem, bazgroleniem raczej.
@Rita
O właśnie, tyle że wcale nie jest mi do śmiechu.
Prześlij komentarz