9/21/2010

Ludzie piszą publikują za dużo.

Na przykład we Francji wydaje się między końcem sierpnia i początkiem listopada w ramach rentrée littéraire ponad 700 książek (nie chce mi się szukać średniego nakładu i przeciętnej liczby stron, ale myślę, że wynik kalkulacji musi naprawdę urywać tyłek). Magazyny literackie w te pędy zabierają się do ich recenzowania i układają listy "100 książek, których nie można przegapić tej jesieni". Oszołomieni czytelnicy organizują natomiast akcje w stylu "Challenge 1% de la rentrée littéraire", czyli zobowiązują się do przeczytania 1% z opublikowanych właśnie książek. Wybierają więc 7 pozycji, obalają sumiennie jedna po drugiej i piszą relację z progresu w lekturze.

Oczywiście i na szczęście zjawisko to wraz z jego aberracjami jest już należycie we Francji wyszydzone.

Jestem za wprowadzeniem reglamentacji dla ludzi piszących.  
 1 kniga per capita.

W ciągu całego życia, ma się rozumieć. Wszystkim z oczywistych względów wyjdzie to na dobre.

PS. Właśnie zadzwonił domofon. Zignorowałam pierwszy dzwonek. Odebrałam drugi: "Chciałabym zaprosić panią do rozmowy o biblii. Wie Pani, to taki bestseller".

5 komentarzy:

tw pisze...

Gdy widzę w empiku te sterty książek, zaraz odechciewa mi się pisać.

meluzine pisze...

kurcze, brakuje mi tu przycisku "Like" ;-) To już odruchowe. A co piszesz poza blogiem?

Rita pisze...

jak w tym żarcie: co mu kupimy? może książkę? - nieee, książkę to on już ma

meluzine pisze...

Like! :)

tw pisze...

@melusine
To i owo. Ale bloga, przynajmniej mojego, nie nazwałbym pisaniem, bazgroleniem raczej.
@Rita
O właśnie, tyle że wcale nie jest mi do śmiechu.