Ojciec lubił chodzić bez celu po mieście, choć z czasów szkolnych zostało mu przekonanie, że bezcelowe spacery są czymś karygodnym. Dlatego pewnego dnia wymyślił grę. Nazwał ją „Ślepy przewodnik” i spisał kilka prostych zasad:
1) do gry potrzeba jednego miasta i jednego nieznajomego
2) nie szukaj długo, każda historia jest ciebie warta
3) podażaj niezauważenie za nieznajomym...
4) ...aż ten dojdzie do swojego celu
5) wtedy opuść go bez żalu
Ojciec latami grał namiętnie w „Ślepego przewodnika” i dlatego wszędzie się spóźniał. Za każdym razem cieszył się jak dziecko, kiedy trafił w miejsce, którego jeszcze nie znał.
11 komentarzy:
Kojarzę podobna historię ale brali w niej udział współcześni mi młodzi ludzie, wychodzili razem, rozstawali się po wybraniu ofiar do śledzenia a wieczorem opowiadali sobie o tym, gdzie byli. Nie wiesz Nati, kto to mógł być? ;-)
Nie wiem, to nie ja Ci o tym opowiadałam? :) poza tym to jedna z miejskich gier sytuacjonistów, może cos czytałaś.
Haha.. kochanie, oczywiście, że Ty mi o tym opowiadałaś ale nie pamiętam, z którym narzeczonym się w to bawiłaś ;-)
rujnujesz właśnie moją fikcję literacką :)
wiem ;)))nie mogłam się powstrzymać :>
A ja pamiętam, który to eks. I jakie miasto;>.
jesteście wstrętni! ;-)
zapanowały czasy ostrej cenzury! :)
lol
Prześlij komentarz