2/28/2010
2/27/2010
O czym pisaliście swoje nastoletnie wiersze? Zachowaliście je? Ja pisałam coś o ptaszku, który umiera w locie i spada z gruchotem na ziemię. Niestety w przypływie zażenowania wyrzuciłam. Myślę, że trzeba koniecznie zrehabilitować tę pokątną i niedoskonałą młodocianą twórczość, która jest przypadłością absolutnie masową (przyznajcie się!). To wszystko jest urocze, ciekawe i pouczające.
Obmyślam jakie numery przerywałyby wątłą akcję, gdybym miała ze swojego życia zrobić musical. Pewniakiem jest "Kaloubadia" śpiewana a capella przez fałszującą wielorasową trupę ze scatującym solistą, wysokim i anorektycznym. Wszystkie odloty i odjazdy obsługiwałaby moja ulubiona melodia z motywem motoryzacyjnym. A wszystkie retrospekcje i babranie się w starych historiach łóżkowych przeciągły utwór "Je pense a toi", który śpiewałabym osobiście do kamery kiwając sie autystycznie. Może dałoby się też gdzieś upchnać "El pueblo unido..."?
Czarny charakter mojego filmu syczałby złowróżbnie pieressssstrojka.
Czarny charakter mojego filmu syczałby złowróżbnie pieressssstrojka.
2/26/2010
2/25/2010
2/24/2010
2/22/2010
2/20/2010
muzykoterapia
Mieliśmy iść na ostry jak maczeta melanż do klubu, ale jak zwykle biforka się przeciągnęła i zostaliśmy na chacie słuchając muzy na życzenie. Stwierdziliśmy, że odsłuchiwanie zapomnianych kawałków z przeszłości integruje tożsamość. A może po prostu jesteśmy ramolami? W każdym razie mój hit wieczoru to "Loser" Becka. See ya.
2/19/2010
confiteor
Nie byłam depeszówą. Nie byłam doorsówą. Nie byłam nirvanistką. Nie byłam wyznawczynią Kultu. Nie tańczyłam zapamiętale do The Prodigy. Nie kochałam sie w Jordanie (ani w Jonathanie). Nie płakałam, kiedy Kelly Family śpiewało coś o aniele. Nie miałam nawet mtv. Nic nie zryło mi bani w latach 90-tych. Być może byłam nikim, ale lubię myśleć, że było to klerkowskie niezaangażowanie, a nie horrendalny brak właściwości.
2/18/2010
rozrywki emerytów:
- pokazy ekskluzywnych produktów (panie nie zdejmują przenigdy okazałych nakryć głowy i niecierpliwią się w kolejce po prezent dla każdego uczestnika - swój drogocenny łup z wyprawy)
- przedpołudniowe seanse filmowe (w najbardziej zapyziałych kinach, wstęp wolny, emeryci tupią z irytacji kiedy taśma rwie się raz po raz na filmie o Szopenie)
- spotkania autorskie z nieznanymi osiemdziesięcioletnimi pisarzami, którzy od półwiecza tworzą ballady patriotyczne i pobożne fraszki (składkowe i obowiązkowy poczęstunek, po pączku dla każdego oraz skromny kwiat dla zaproszonego gościa)
- eskapady po wodę źródlaną do podmiejskiego lasu (najwyżej trzy butle po oranżadzie, bo kto by więcej uniósł jadąc autobusem z przesiadką)
- kurs szachowy dla niewidomych, spływ kajakowy dla osób z grupą inwalidzką, kurs komputerowy dla niedosłyszących
- wyprzedaże, przeceny sezonowe i sklepiki, w których wszystko kosztuje 2,99, gdzie zawsze znajdą jakiś skarb (kapelusik, suszone kwiatki albo ślicznego kotka z porcelany).
2/17/2010
2/16/2010
2/15/2010
2/14/2010
2/12/2010
2/11/2010
2/08/2010
2/07/2010
2/06/2010
2/05/2010
2/04/2010
2/02/2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)