7/12/2010

Kiedy byłam wiecznie w kimś zadurzoną nastolatką zdarzało mi się wykonywać jakieś nietuzinkowe czynności tylko po to, żeby - jeśli wybranek mojego serca akurat zadzwoni do mnie i zapyta co robię - móc powiedzieć od niechcenia: „Kopiuję ołówkiem tryptyk Hansa Memlinga” albo „Znów czytam Ulissesa” lub też „Właśnie słucham Dead Can Dance i lewituję”. Przecież nie mogłam być przyłapana na odrabianiu lekcji z geografii albo obcinaniu paznokci!

1 komentarz:

Michał Nowakowski pisze...

Dead Can Dance to magia. Jak dobrze, że zamierzają nagrać kolejny album:) Myślę, że więcej osób tak robiło, jak w tym wpisie:)