7/15/2010

Jestem zmęczona tym prokreacyjnym prozelityzmem. Tym, jak młode mamy i młodzi ojcowie opowiadają, że progenitura to najwspanialsza rzecz jaka ich w życiu spotkała oraz że jej bezbronny uśmiech wynagradza im wszelkie trudy. Pewnie wzruszyłabym się, gdyby tylko to mieli na myśli. Bo przecież to wzruszające kiedy ktoś mówi Ci, że jest szczęśliwy. Ale nie chodzi im tylko o to. Oni mówią to wszystko z przekonaniem, że właśnie znaleźli się po właściwej stronie i chcą koniecznie namówić Cię, abyś również przystąpił do tego stowarzyszenia. "Nie wiesz co tracisz", "A Wy kiedy?", "Byłabyś świetną matką", "A Wy nie myślicie?". Kiedy odpowiadamy uprzejmie, że nie, nie myślimy wtedy rozmówcy wydają się być jakby urażeni. Nie dowierzają, pytają jeszcze raz, a na koniec rzucają jakąś myśl ku przestrodze, tak żebyśmy poczuli, że nie wiemy "co jest w życiu ważne". Zarówno argumenty zwolenników jak i przeciwników prokreacji są dla mnie słabe. Ci pierwsi wiadomo co mówią, ci drudzy, nazywający siebie childfree albo DINK, właściwie też coś bredzą - że wolą wyjechać tropić yeti, poskakać na spadochronie albo odpicować kuchnię. Mzimu mówi, że za bardzo się tym emocjonuję, ale ja czasem naprawdę czuję się jak bohaterka Pudelka, której ktoś zrobił zdjęcie w wyciągniętym barchanie i teraz wszyscy się zastanawiają czy mam już "zaokrąglony brzuszek" czy może po prostu za dużo zjadłam.

Na zakończenie:
Moja babcia mówi: "Rozumiem cię, kochanie, ale i tak przecież kiedyś wpadniecie".

16 komentarzy:

J. pisze...

:)
albo się chce albo nie
ideologia mnie brzydzi :)


ps. z doświadczenia powiem, że bez jest więcej wolności, a z więcej radości. Ale to subiektywna ocena ;P

meluzine pisze...

no właśnie, dokładnie tak, ta obudowa ideolo jest męcząca...

Zalesk pisze...

a ja z doswiadczenia powiem: jeden chu**! Z czy bez, zycie i tak jest do bani :)

meluzine pisze...

Dis, hahaha, i właśnie dla tego jesteś jedną z moich ulubionych matek :))))

Anonimowy pisze...

w przypadku świeżo upieczonych prozelitów, wspomnianym wysoce taktownym nagabywaniom towarzyszą:

- u pań - wzrok dobroduszny, cielęcy, błogi, jak po intensywnym leżeniu krzyżem,

- u panów - grymas twarzy hultajski, w oku błysk, klatka do przodu, brzuch wciągnięty, jak świeżo po pierwszym razie.

próba dyskusji z tego typu adwersarzem kończy się tak, jak tłumaczenie zapalonej członkini Oazy dlaczego nie potrzebujesz w swym sercu Chrystusa Króla. może dlatego część childfreesów upatruje większego sukcesu w tropieniu yeti.

meluzine pisze...

o tak, o tak! celne obserwacje! :)))) ludzie zachowują się trochę jakby doznali oświecenia albo mieli w małym palcu całą wiedzę tajemną, coś w tym stylu. Generalnie człowiek, który zostaje rodzicem jest trochę jak z "Inwazji pożeraczy ciał" - niby jest do siebie podobny, ale wiadomo, że to już nie on i że nic go już nie uratuje ;-)

tw pisze...

Oj tam, oj tam. Jak bym Cię namawiał, żebyś spróbowała jazdy na nartach, też bym argumentował: "nie wiesz, co tracisz."

ka. pisze...

Nati, Ty mnie pionizuj, jakby co! pamiętasz? jak zacznę gdzieś w przestrzeń publiczną nadawać o kupach, daj mi kopa w tyłek.
ps. a bezbronny uśmiech czasem pozwala nie wziąć nóg za pas ;)

meluzine pisze...

o kupach można nadawać, ważne tylko jak! ;-)

ka. pisze...

otóż to - z pasją - to za mało :))

meluzine pisze...

Z pasją o kupach zdecydowanie potrafi mówić na przykład Żiżek. W jakimś eseju analizuje rodzaje ustępów i ich korelację z kulturą danego narodu. Na przykład we francuskiej toalecie kupa spada od razu do wody, szast prast, tak jak głowa króla na szafocie podczas rewolucji. Niemieckie toalety natomiast mają taki jakby tarasik, na którym kupa spoczywa dopóki się jej nie spuści. Ma to rzekomo obrazować niemiecką tężyznę umysłową. Nie jestem pewna czy nie uprościłam tej analizy do karykatury, teorię tę słyszałam bowiem jedynie z drugiej ręki i przedstawiam Ci ją teraz tako jako ją zapamiętałam.

meluzine pisze...

zresztą, nie o to chodzi, że ktoś o tym dziecku opowiada, bo to naturalne, to jest jego życie, gigantyczna sprawa, to o czym ma opowiadać? Chodzi mi tylko o to, że zdarzyło mi się rozmawiać z osobami, które nagle zaczynają wiedzieć lepiej niż ja sama co mnie w życiu uszczęśliwi. Albo wyrażać z pobłażliwym uśmiechem myśl w stylu "widocznie jeszcze do tego nie DOJRZAŁAŚ". A tego po prostu nie znoszę :)

meluzine pisze...

tohu wabohu > możliwe, że padłby taki argument, ale i dla Ciebie i dla mnie jasne by było, że są ludzie, którzy po prostu lubią narty i są tacy, którzy ich nie lubią. Natomiast, jesli chodzi o dzieci, to przecież WSZYSCY chcą, a nawet jeśli nie chcą, to tylko im się wydaje, bo tak naprawdę chcą, tylko jeszcze o tym nie wiedzą.
Poza tym, na narty też mnie nie namówisz ;-))))

ka. pisze...

Żiżek rulez :))

tw pisze...

@na narty też mnie nie namówisz ;-))))
Nie wiesz, co tracisz.
W kwestii zaś muszli toaletowych od siebie dodam, że jest jeszcze wersja pośrednia między "szast prast" a "jakby tarasikiem", co powoduje, że pomimo spuszczenia wody, na "zboczu" pozostają ciemne "kocie pazury".

_ pisze...

się uśmialam :"D