11/30/2008

Dworce Środkowej Europy – słabo oświetlone w śniegu, pokryte monumentalnymi płaskorzeźbami ludzi pracy sprzed czterdziestu lat, budowane z kamienia koloru piasku, budynki – torty, budynki – maszyny do pisania. Dworce otoczone kordonami taksówek, w których kierowcy drzemią przy świetle, albo łączą się w grupy wypuszczające w niebo ciepłe powietrze, u których można wymienić dolary na lokalną walutę o każdej porze nocy. Dworce, w których zachrypnięte od papierosów urzędniczki wyczytują nazwy miejscowości - czarnych dziur, miejscowości – grajdołów, miejscowości – końców świata.

11/29/2008


Firma toczyła się jak arka na kwadratowych kołach wśród potopu papierów.

11/28/2008

W tym tygodniu Mzimu nazywa mnie mandrylem albo pundrą.

11/27/2008

korespondecji z prof. Bańko ciąg dalszy ;-)

Witam,
czy mogłabym prosić o przybliżenie źródeł metaforyki cielesnej w języku polityki (np. głowa państwa, prawa ręka itd)?
Pozdrawiam,
Natalia


Metafory miewają różne motywacje, nawet w tak wąskiej dziedzinie, jak język polityki. Najogólniej mówiąc, ich budowę uzasadnia doświadczenie życiowe człowieka. Na przykład prezydenta nazywamy głową państwa, ponieważ uważamy, że głowa jest najważniejszą częścią ciała, a czyjegoś pierwszego zastępcę możemy nazwać prawą reką tej osoby, ponieważ większość z nas jest praworęczna i bez prawej ręki byłoby nam się trudniej obyć niż bez lewej. Ciekawsze jednak od pytania, dlaczego określone treści są wyrażane przenośnie w określony sposób, jest pytanie odwrotne: co wynika z tego, że prezydenta nazywamy głową państwa, czyjegoś najbardziej zaufanego współpracownika – prawą ręką tej osoby itd. Innymi słowy: co obiegowa metaforyka mówi o naszym postrzeganiu świata i o nas samych?
- Mirosław Bańko, PWN
Nigdy nie grałam zbyt sprawnie w spektaklu kobiecości

11/26/2008

długa ściana w korytarzu jest obwieszona czapkami z całego świata - jest konkwistadorska czapka z gwatemali, stożkowy kapelusz z chin, futrzana czapa z Kaukazu, sombrero.
śnili mi się mięsiści, namiętni Murzyni
od dwudziestu lat nie śpię

11/21/2008

Jakaś płaczliwa jestem dzisiaj. Podczas lektury listopadowego "Zwierciadła" wzruszyłam się do łez z piętnaście razy... ?!
Drzwi otworzył mi chudy, jasnowłosy chłopak, lękliwy i niewydarzony jak progenitura kazirodczego związku. Szef firmy o wyglądzie zdeklasowanego szlachciury ojcowskim tonem poinformował mnie jedynie o tym, że do stażystek zwykł się zwracać po imieniu. Zagadkowy przybytek mieści się w wielopokojowym mieszkaniu w zabytkowej, przysadzistej kamienicy. Chyba znalazłam idealne miejsce dla siebie ;-)
Chłopak mojej mamy pisze wiersze, które muszę potem przepisywać na komputerze. Kiedy czytał na głos utwór "Niebieskooki" (hymn religijny) mama miała łzy w oczach.
Podczas zappowania natrafiliśmy na program, w którym starsza pani zgrabiałymi dłońmi prezentowała wibratory w kształcie stojącego na baczność kreta (nie mylić z Keretem).

PS. Basti uświadomiła mi, że był to "Sunday night sex show" z Sue Johanson.
Mzimu mówi, że nadużywam porównań!

11/20/2008

Nielubiany dotąd Wiktor Skok zmiękczył moje serce fundując nam jako support przeboje ze starych musicali, w tym z moich ukochanych "Dźwięków muzyki" (widziałam ten film z tysiąc razy)!
Idę z Hari na otwarcie ms2 pobyć sobie wśród wybitnych ludzi ;-)
Dzięki nameste poznałam bardzo ciekawe środowisko blogowe - zapalonych dyskutantów, miłośników antyku, domorosłych (broń boże bez pejoratywnego nalotu) publicystów. Obserwuję z nieśmiałością i podziwiam (choć notek nie potrafię doczytać często do końca, bo są dla mnie za długie ;-).

11/19/2008

Zainspirowana przez Borię oglądam fragmenty filmów "rozedrgany Cybulski vs. tuziny dzierlatek". Mówią w nich tak, że każde zdanie chce się cytować, podkreślać kopiowym ołówkiem, przepisywać sto razy do zeszytu, wyszywać na makatkach i kaligrafować na pergaminie.

    Wesołe miasteczko położone obok obskurnego dworca, świeciło z daleka jak Las Vegas na pustyni. Foire du Midi otwierano co roku od ponad stu lat między 19 lipca a 24 sierpnia. Chłopcy strzelali do maskotek wiszących jak smutni potępieńcy z oklapłymi uszami i ogonami. Dziewczęta powiewając balonami na sznurkach kupowały bilety na karuzele za ostatnie 5 euro. W jarmarcznych budkach kręciły się na rożnie szaszłyki wielkie jak noga słonia.

Nalewka była iście piekielna. Jutro idę do fryzjera, żeby ściął mnie na Rihannę :)

11/18/2008

Pisarze tworzą literaturę krajową, tłumacze tworzą literaturę światową,
rzekł Jose Saramago
Dziś druga noc z filmem Akerman (i nalewkami mojej mamy). Tym razem będziemy tłumaczyć wywiad z operatorką filmu. Kobieta mówi subtelnie, metaforycznie, barwnie czyli 10 minut translatorskiego horroru. Hania zauważyła, że Belgowie mówią bez zadęcia, którym grzeszyliby w tej samej sytuacji Francuzi, ale w końcu Hania musi tak twierdzić, bo jest belgofilką ;-)

Brownie

(czyli jestem na diecie, ale lubię sobie czasem poczytać jakieś pyszne przepisy! Brownie kojarzy mi się ze śniadaniami w uniwersyteckiej kantynie, bardzo przyjemnymi, w rażącym słońcu, przy dźwiękach radia "Nostalgie". Jezu piszę jak Marta Gessler ;-)

2 tabliczki (200 g) gorzkiej czekolady

1 kostka (200 g) masła

100 g mąki

300 g cukru

6 jaj

50 g łuskanych włoskich orzechów

Nad garnkiem z gotującą się na małym ogniu wodą rozpuścić w misce masło z pokruszoną czekoladą, dokładnie rozmieszać.

Jaja ubić mikserem, stopniowo dodawać cukier i mąkę.

Do masy jajecznej wmiksować przestudzoną czekoladę i wymieszać z pokruszonymi orzechami.

Spód blachy wielkości 60x35 cm wyłożyć pergaminem, ciasto wlać na blachę. Wstawić do piekarnika rozgrzanego do 200 st. C, piec 18--20 minut.

Jechaliśmy wolno jak w defiladzie. Po ulicach wałęsały się chude arabskie dzieci. Na przystankach autobusowych grube Murzynki przestępowały z nogi na nogę. Miały kwieciste suknie, a ich twarze świeciły się od tłustych pomad kupionych w sklepach z afrykańskimi artykułami. Na skwerach karłowate drzewa wyrastały wprost w betonu. Na rogu ulicy stał porzucony wóz cyrkowy. Saint Gilles wyglądało jak złe dzielnice Łodzi. Swojsko i ponuro. Zatrzymaliśmy się przy niedużej kamienicy obok polskiego sklepu spożywczego. Na szybie był przyklejony papierowy gołąbek z gałązką oliwną w dzióbku.

Studiowanie literatury dawnej (lat. studium - zapał, chęć, dążenie) zmieniło nas wszystkie. Basti prowadzi prywatną krucjatę na rzecz Ripy, Hania zaczęla pisać epitomy, a ja tłumaczę z wypiekami na twarzy najbardziej konserwatywne fragmenty Irenofila i w dodatku darzę jego autora, tego nieznośnego oportunistę i zakutego katolika, szczerą sympatią!

11/17/2008

Być jak Matsuo Bashō.

11/16/2008

abecadło 4.

Hannah miała talent do długich tyrad, które wygłaszała niezmordowanie jak Fidel Castro do swoich współwięźniów. Mawiała, że gdyby umiała pisać tak jak potrafi mówić, byłaby bogata. Rzeczywiście, jej długie monologi były czasem porywające, pełne sprzeczności - cynizmu i czułości, taniego egzystencjalizmu i szlachetnej melancholii.

11/14/2008

latający dywan (to była nasza ulubiona bajka)

Nie pamiętam kiedy powstała kawiarnia Syrena. Niepozorna, omijana, z wystrojem jak w dworcowym bistro. Miała jednak kilku stałych gości - głównie spolonizowanych obcokrajowców, którym przypominała zapewne jakieś miejsce w ich rodzinnych stronach.
Syrena przyciągała ludzi, którzy niczym się w życiu nie zajmowali – mroczna, bezpieczna, wolna od zabieganych klientów i natarczywego radia punktującego godziny serwisem informacyjnym. Stali bywalcy siedzieli więc bezczynnie, patrzyli przez okno i nie odzywali się do nikogo.

Nigdy nie rozumiałam pogardy mojej licealnej polonistki dla Konwickiego, którego książki uważała chyba za okolicznościowe, a więc nieaktualne czytadła. Szukam w bibliotekach "Kalendarza i klepsydry".
W barze Familijnym na Nowym Świecie kursował podobno dowcip:
"Kto zamawiał ruskie? - nikt, same przyszli"

(lubię dowcipy z brodą ;-)
Spałaszować jesiotra w galarecie!

11/13/2008

Cinkciarze, spekulanci, szefowie podejrzanych geszeftów przesiadywali w Grandce. Była to kawiarnia hotelowa na rogu Piotrkowskiej, żywcem wyjęta z lat 80-tych. Różowe obrusy, sztuczne kwiatki na stołach, marmurowe kolumny i wuzetki za ladą. Siedzieli, przebiegli i aroganccy, z twarzami świecącymi jak pięć złotych, między emerytkami pamiętającymi czasy świetności lokalu. Poza nimi nie było już w Grandce nikogo.
Cinkciarze nigdy nie rozmawiali w kawiarni o interesach. Zachowywali się jak królowie życia. Płacili za kawę grubymi banknotami wyciagniętymi z rulonu trzymanego od niechcenia w kieszeni spodni. Podrywali sztubacko kelnerki w trwałej i nigdy nie przepuścili okazji do szowinistycznego żarciku.


11/12/2008

nie poszliśmy na turpistyczne sushi, ani do Marrakesh baru. Poszliśmy tam, gdzie chodzimy, gdy nie chcemy, aby wieczór skończył się utraconą czcią Natalii O.
zaczął czytać "Proces", a następnego dnia miał temperaturę 39 i 9.

11/11/2008

Kupił jej gwiazdkę z nieba i pokazał certyfikat.

Przez całą noc


A wiec mialysmy przetlumaczyc z Hania film Akerman. Zasiadlysmy z pewna trema, a tu sie okazalo, ze pierwszy dialog ma miejsce w pietnastej minucie filmu i wyglada mniej wiecej tak:

-Spisz?
-Nie. A Ty?
-Ja tez nie.
-O czym myslisz?
-O tym, ze sie juz nie kochamy.

W sumie w filmie pada jakies sto kwestii i jest to obraz nawet mniej wypełniony zdarzeniami niz filmy Rhomera. Postaci ida, stoja, siadaja, leza, patrza przez okno, wchodza po schodach, schodza ze schodow, odchodza w ciemnosc, jada taksowka, pisza list do innej postaci, ale nie potrafia go dokonczyc. W filmie graja przyjaciele i znajomi rezyserki, m.in. ojciec Hani, ktory, o trzydzesci lat mlodszy, ale z ta sama malkontencka mina, tanczy nieporadnie z nieznajoma (patrz. obrazek)

Ale ta nocna Bruksela z lat 80-tych... I ci Arabowie stojacy przed sklepami i knajpami, bez slowa, nieruchomo, wpatrzeni w ulice jak w wykaligrafowane imie Allaha.

(opis filmu)

11/10/2008

Spotykamy się dziś z Hanią, żeby obejrzeć film Chantal Akerman.
Babcia ogląda nałogowo telewizję Mango i czuje się jakby sprzedawano jej co najmniej raj w kawałkach.
Wybrałam się dziś pierwszy raz do Małej Litery na Nawrot. Jest okropna - klaustrofobiczna, przeładowana, kompletnie nie do posiedzenia.
Babcia opowiadała mi dziś, że jako pierwsza w Łodzi miała telewizor. Był rok '53 i cała kamienica zbierała się u niej dwa razy w tygodniu, kiedy przez kilka godzin nadawano program z Warszawy.

11/09/2008

relaxare

konował

Nie jestem z tych, którzy pisują do gazet, wydawnictw lub znanych osobistości w sprawie nieprawidłowo użytego średnika albo nieścisłości merytorycznej, ale inicjatywa poradni językowej tak mi się podoba, że tym razem napisałam :)

Redakcja Słowników Języka Polskiego PWN odpowiedziała na Twoje pytanie

Witam,
czy mogę prosić o przybliżenie etymologii określenia konował?
Pozdrawiam,
Natalia


Bez większych nadziei sięgnąłem do Etymologicznego słownika języka polskiego Andrzeja Bańkowskiego, obawiałem się bowiem, że tak wyraźnego kolokwializmu ten skądinąd obszerny słownik nie uwzględnia. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że konował tu jest: opisany jako wczesnosiedemnastowieczny rutenizm (tzn. zapożyczenie z ukraińskiego lub białoruskiego), pochodny od rosyjskiego słowa o znaczeniu 'kastrator koni'. W słowniku Bańkowskiego konował ma definicję 'weterynarz' i kwalifikator pogard., dobrze wiadomo jednak, że nazwa ta bywa odnoszona też do lekarzy, co nadaje jej jeszcze bardziej deprecjonujący charakter.
- Mirosław Bańko, PWN
What's so great about truth? (Obejrzałam "Closer")

11/08/2008

czytam sobie w czytelni onetu pamiętniki śp. Mieczysława Rakowskiego. Kurcze, poruszają mnie ostatni decydenci bloku komunistycznego, królowie Ubu na zrujnowanych włościach.

abecadło. sławni laputańczycy 3

Sz. spotkał ją trzy lata temu na festiwalu filmowym. Był jurorem, a ona lubiła bywać na kabotyńskich imprezach. Malowała obrazy w stylu Bacona - według niektórych bardzo dobre, według innych zbyt epigońskie. Sprzedawała mało, żyła na koszt mężczyzn. W gminie żydowskiej, do której należała ze względów raczej praktycznych niż mistycznych, miała złą prasę. Sz. z kolei był dziwnym przypadkiem choleryka. Na co dzień flegmatyczny, skupiony, co jakiś czas wybuchał niepohamowaną złością. Po jednej z awantur K. wyprowadziła się zabierając wszystkie rzeczy. Sz. na zmianę straszył ją adwokatem i wysyłał listy pełne psiej tęsknoty.



- Mówią, Pani, że to nie po chrześcijańsku to palenie - rozprawiały dwie baby o kremacji.
mam słabość do facetów śpiewających falsetem!

11/07/2008

Proszę Pani, myśmy byli sobie pisani (zanim się nie przysiadł ten Pan...) - pamiętacie tę wdzięczną piosenkę Andrzeja Zauchy ze schyłku PRL? (Nie tak jak ten obok Pan - sam szpan!)

Z Księgi ziół:

"Większość ludzi spędza życie na metodycznym, żmudnym, pilnym, niezmordowanym przygotowywaniu się do szczęścia"

11/06/2008

Lizardo mówił do Gilety: Kocham Cię od stuleci. Dla Ciebie udaję ogrodnika.
Chciałabym mieć zdolność dokumentowania pustki, przerw, czasu między wydarzeniami, chwil, kiedy "nie dzieje sie nic poza upływem czasu" (zdanie z którejś z książek Marguerite Duras, którą czytałam wiele lat temu podczas pierwszej beznadziejnie turystycznej podróży do Paryża).
Zastanawiam się, czy lapidarność jest bardziej męska czy żeńska... tzn. czy wiąże sie bardziej z kobiecym wycofaniem czy może z męską "celnością".

11/05/2008

Sandor Marai, Księga ziół:

"I dlaczego nigdy nie pomyślałeś, że poklask, jaki możesz zdobyć, jest tylko przypadkowym poklaskiem nudzącego się, zawistnego i dziecinnego tłumu?"

moja druga notka politykująca

Mzimu leży na kanapie, ogląda CNN i pomstuje na zwycięstwo Obamy. Ja się oczywiście wzruszyłam patrząc na cieszących się ludzi (wzruszyłabym sie pewnie tak samo widząc radość zwolenników McCaina - chyba nie nadaję sie na analityka politycznego ;-) i spijam z tej okazji likier kawowy. Rozłam w rodzinie, mąż przeciw żonie, brat przeciw bratu ;-)

szydera 2

Widziałam dziś wokalistę zespołu "Psychocukier". Wychodził z Urzędu Pracy.

11/03/2008

Lapidarność jest dla mnie wyrazem uprzejmości.
Z poradnika: "Nikt nie może nas kochać tam, gdzie sami się nie pokochaliśmy. Można nam wyrządzić tylko taką krzywdę, jaki sami sobie wyrządziliśmy".

moja pierwsza notka politykująca

Poszłam dziś na bardzo długi spacer do dzikiego parku (mimo, że jak dla mnie przyroda mogłaby być z bezwonnego plastiku). Doszliśmy do zarośniętego kamienia, z którego ciągle nie zdjęto tablicy poświęconej Gomułce.
Hurra, idę w czwartek do teatru!
czytam poradnik o związkach, który pożyczyła mi Ka. i dochodzę do wniosku, że mój drogi Mzimu (który własnie siedzi na piwie z Grubym...) uwolnił mnie od przymusu powtarzania.
dolce vita finita
Czasem jednak cholernie lubię swoje życie
zły tłumacz tłumaczy tylko raz?
mam zapędy demiurga. Lubię organizować przyjęcia po to, żeby stwarzać interakcje między moimi przyjaciółmi, patrzeć jak na siebie reagują, jak się oswajają; nie mówiąc już o tym, że miałabym ochotę ich poswatać :)

11/02/2008

poznajmy się! :)

Co tu widzisz?
na długie zimowe wieczory dostaliśmy książeczkę ze 101 pozycjami miłosnymi ("pieskie popołudnie", "most na rzece namiętności", "wejście smoka"). Skończyliśmy w przypadkowym klubie, a potem u Borii oglądając nad ranem film o Francuzce włóczącej się po rumuńskiej prowincji. Dziewczyny zasnęły Borii na ramieniu.

11/01/2008

Zakochanie to wybuch ciekawości.
Zniewaga! Mzimu nazwał Justina Timberlake'a "jęczliwym eunuchem"...